Tryb przetrwania – czyli jak stanęłam w miejscu i świat się zatrzymał
Po tak długiej przerwie,
wypadałoby się wytłumaczyć, skąd ta nagła cisza. Tak naprawdę sama byłam zaskoczona. Tym bardziej, że zwykle moja głowa była pełna pomysłów i mnie też wszędzie było pełno. Taki był mój sposób na życie, trochę chaotyczny ale umiałam się w tym odnaleźć. Jednakże po rozwodzie coś się zmieniło, nie żebym jakoś rozpaczała alb tęskniła. Czara goryczy się przelała i nie było już czego ratować, ani nie ma do czego wracać. Ale jednak ktoś był, i choć potrafił całymi dniami tylko siedzieć w fotelu i słowem się nie odezwać to jednak był…
Dni mijały
Nie umiałam się zmobilizować by zrobić cokolwiek. Weszłam w tryb przetrwania sprowadzając codzienność do minimum. Wcale nie było mi z tym źle, po co robić cokolwiek no i dla kogo? Od czasu do czasu wzięłam się za jakieś pranie lub gotowanie i to byłoby na tyle. Potem stwierdziłam, że fajnie byłoby gdyby ktoś jednak zasiadł w tym cholernym fotelu, który przypominał mi o tym że jestem sama za każdym razem gdy na niego spojrzałam. Zaczęły się poszukiwania kandydata. Nie trwały długo, panowie ustawiali się sznurem. Po tylu latach to całkowicie nowe doświadczenie, trema jak przed maturą no i trzeba było o siebie zadbać by zrobić wrażenie. Niestety szybko okazało się, że ja nie potrafię randkować. Narzekali, że ja chyba za długo byłam żoną bo nie potrafię wyluzować. Serio?
Nie potrafię, a może i nie chcę?
No i co z tego dobrze mi z tym. Nie mam już 20 lat, nie zamierzam imprezować przez 3 noce z rzędu, a potem zdychać. Nie będę też tracić czasu na gościa, który nie uważa za stosowne otworzyć drzwi kobiecie. Ani na takiego, który pierwszej randce podkreśla że każdy płaci za siebie. Był też taki który zaprosił mnie na drinka, a gdy barmanka zapytała ’płatność kartą czy w gotówką’, ten powtórzył pytanie do mnie, zdumiony że jeszcze nie zapłaciłam. Czy tylko ja przeżyłam szok? Trafiło się kilku ananasków, trafili się też całkiem fajni, to znowu ze mną coś nie zagrało. Za bardzo chciałam, za bardzo się starałam odwieczny problem żony. To jedyna rola, którą znam najlepiej. Nic na siłę, po co się stresować. Znalazłam rozwiązanie, fotel sprezentowałam synowi, a ja z przyjemnością wróciłam w tryb przetrwania ciesząc tym co mam.
W międzyczasie były urodziny,
potem kolejne i prezenty i stuknęła 50-tka, którą uczciłam trochę szalonymi wakacjami w Dubaju i wszystko się zmieniło. (Prezent od synów.) Wróciłam do domu w połowie marca. Syn odbierając mnie z lotniska powiedział, że w sklepach brakuje żywności, że ludzie panikują z powodu wirusa. Wkrótce Boris Johnson ogłosił lockdown, zdałam sobie sprawę, że stanęłam w miejscu ale też świat się zatrzymał. Siedzenie w domu? Czerpię z tego ile wlezie, dla mnie to nic złego ani nic nowego. Mam duże doświadczenie w nic nierobieniu i świetnie się odnajduję w nowej rzeczywistości. Każdy z nas w prezencie od życia dostaje nowy dzień na nowe szanse, tylko od nas samych zależy czy będziemy się śmiać czy płakać.
Komentarze