Lifestyle

Przyszłe synowe i przyszli zięciowie

Przyszłe synowe
Betty pisze
 

Nie musisz tracić dziecka, możesz zyskać kolejne…

Przychodzi taki moment w życiu każdego rodzica kiedy zaczyna zastanawiać się czy kolejna przyprowadzona do domu dziewczyna czy chłopak jest już tym jedynym na całe życie? Wiedzą o tym dzieci i wiedzą rodzice. Nie bez powodu od wieków wciąż słyszy się o problemach w relacjach synowa – teściowa, czy zięć – teściowa. Pewnie nie jeden psycholog dorobił się niezłych pieniędzy próbując rozwiązać ten problem. Biorąc pod uwagę jaka ilość dowcipów powstała o teściowych to chyba faktycznie stanowią one nie lada problem.

Sama mam dwóch synów, dlatego dziś skupię się na synowych, choć uważam że temat w jednakowym stopniu dotyka narzeczone i narzeczonych. Jednakże temat synowych jest mi bliższy pewnie z tego powodu, że sama jestem synową 🙂 Doskonale pamiętam ilu problemów przysporzyła mi moja teściowa, jak trzęsłam się na samą myśl o jej wizycie i jak bardzo starałam się, by choć raz zasłużyć na jej uznanie. Niestety nigdy się to nie stało. Ja byłam zbyt młoda, głupia i uległa by się jej postawić, albo przynajmniej spróbować odciąć od niej. Zaś teściowa wyraźnie czerpała radość z mojej pokory i możliwości wbijania mi kolejnej „szpilki”.

Póki pełniłam rolę przyszłej synowej nigdy nie dawała mi odczuć braku akceptacji czy antypatii. Jej wrogość odczułam po ślubie. Mimo, iż nigdy nie mieszkałyśmy razem to przy każdym spotkaniu robiła wszystko, by dać mi odczuć swoją niechęć i dezaprobatę mojej osoby. Kiedy odzywała się do mnie robiła to w sposób lekceważący, że z trudem powstrzymywałam się od płaczu. Pragnęłam nigdy więcej jej nie spotkać, lecz była matką mego męża i choćby z tego powodu robiłam wszystko by nie stanąć między nimi. Nie chciałam też sprawiać przykrości mężowi, uskarżając się nieustannie jak bardzo źle traktuje mnie teściowa. Sama już nie miałam rodziców, i bardzo mi ich brakowało, to był kolejny powód by nie być przyczyną kłótni – matki z synem. Wiedziałam że jeśli będę narzekać, to prędzej czy później mąż postawi się matce. Obiecałam sobie, że nigdy nie będę taka dla wybranek swoich synów.

Betty pisze

Akceptacja wyborów naszych dzieci

Kiedy przyszedł czas na akceptacje wyborów moich pociech miałam ogromne wątpliwości. Z jednej strony doskonale pamiętałam obietnicę złożoną samej sobie, lecz z drugiej kierując się dobrem dzieci bardzo uważnie przyglądałam się ich dziewczynom. Ostrożnie i z ogromnym dystansem darzyłam je sympatią. To sprawiało, że coraz częściej myślałam o swojej teściowej, a nie były to miłe wspomnienia.

Mimo, iż uważam, że ocena potencjalnych kandydatów jest przypisana do nas, rodziców to często nie ma ona nic wspólnego z racjonalnym podejściem. Zaborczym rodzicom trudno pogodzić się z faktem, iż ich potomstwo osiągnęło wiek w którym jest już całkowicie samodzielne. Wymyślamy mnóstwo powodów by oczernić przyszłego partnera/ke w oczach naszej ukochanej pociechy. Mówimy, że ma zły charakter, że ze złej rodziny, albo że niezaradna, leniwa i niewykształcona. Powody można by mnożyć bez końca.

Bywają sytuacje w których rodzice nie są samolubni i ich zła ocena nie wynika ze strachu przed opuszczeniem rodzinnego gniazda. Zwyczajnie starają się uchronić dzieci przed popełnieniem może największego błędu w życiu.  Wówczas matczyne „a nie mówiłam…” może się okazać najmniejszą karą. Dzięki naszemu doświadczeniu i spojrzeniu z dystansu dostrzegamy znacznie więcej niż narzeczeni zaślepieni miłością. Czujne oko rodzica bardzo szybko wychwyci zły, egoistyczny charakter, brak manier, czy skłonności do nałogów. Za wszelką cenę staramy się chronić dzieci przed konsekwencjami złej decyzji, co w efekcie mogłoby skutkować patologią w rodzinie, kłótniami małżeńskimi czy rozwodem.

Należy jednak pamiętać, że  jakikolwiek nie okazałby się kandydat, ostateczna decyzja i tak należy do naszych dzieci. Nasza rola nie kończy się tylko na ocenie synowych, czy ostrzeżeniu przed potencjalnym zagrożeniem. Jest o wiele bardziej złożona niż wydaje się niejednej teściowej. Mianowicie, bez względu na naszą opinię, musimy zaakceptować wybór naszego dziecka. To ono zakłada nową jednostkę społeczną, a naszym obowiązkiem jest je wspierać, a nie przysparzać nowych zmartwień. Wszyscy chyba wiemy jak często trudny może okazać się „start”. Nawet jeśli mieliśmy uprzedzenia, teraz nie ma już na nie miejsca. Nasze przysłowiowe „ale” może okazać się kością niezgody, a tego byśmy nie chcieli dla naszych bliskich. Nie dokładajmy im zmartwień i pamiętajmy, że ślub dziecka to nie koniec świata – nie musimy tracić syna, lecz możemy zyskać córkę 🙂

Share Button
loading...

Betty

Betty - miłośniczka kuchni i pasjonatka życia. Gotowanie mnie odpręża i i satysfakcjonuje, jest dla mnie sztuką, a nie tylko paliwem. Wierzę w ludzi i we wzajemną pomoc. Z tych również powodów cenię sobie szczerość i wolność słowa. Rozmowę, miłość i namiętność mam za dobrą monetę w każdym wieku.

2 komentarze

tu wpisz komentarz

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.

  • Ślub dziecka… na szczęście moje ma dopiero 13 lat, więc jeszcze troszkę na to poczekam. W sumie, to cięzko mi się dzisiaj wypowiedzieć, nie wiem co będzie za kilka lat. Może ze mnie zrobi się wredna teściowa 🙂 pożyjemy, zobaczymy.

  • najważniejsze to pamiętać, że dzieci wychowujemy dla świata a nie dla siebie 🙂 ciekawe jaką będę teściową i bardziej będę upierdliwa dla synowej czy dla zięcia 🙂

Boże Narodzenie

O mnie

align="left" Betty - miłośniczka kultury, kuchni i pasjonatka życia. Gotowanie mnie odpręża i satysfakcjonuje, jest dla mnie sztuką, a nie tylko paliwem. Wierzę w ludzi i we wzajemną pomoc. Z tych również powodów cenię sobie szczerość i wolność słowa. Rozmowę, miłość i namiętność mam za dobrą monetę w każdym wieku.

Zobacz także:

loading...

Reklama

Współpracuje

Mikser Kulinarny - przepisy kulinarne i wyszukiwarka przepisów Durszlak.pl