Pantoflarz w domu – zalety czy wady?
Większość kobiet zakładając związek szuka mężczyzny, który jest uosobieniem męskości. Oczywiście dla każdej z nas definicja męskości może oznaczać coś zupełnie innego. Dla jednych kobiet mogą to być mężczyźni o pięknie wyrzeźbionej muskulaturze, ogolonej na łyso głowie, a dla innych panowie, którzy są zaradni i na pewno zadbają o utrzymanie rodziny. Są również kobiety, które swoje pseudo poczucie bezpieczeństwa odnajdują w stanowczych, dominujących mężczyznach. Dla których, niestety, nigdy nie będą równorzędnymi partnerami.
Bez względu na wybór partnera żadna z nas nie che mieć w domu pantoflarza. Również większość facetów boi się takiego przydomka. Fakt, że nie chcemy mieć pantoflarza w domu, nie powstrzymuje nas od przekraczania granic partnerstwa, by dowieść swoich racji. To typowo reakcja dla wielu kobiet, szczególnie w początkowej fazie związku, podczas tzw. docierania, kiedy w wielu sytuacjach dochodzi do rywalizacji między partnerami. Wówczas to lubimy kształtować swojego faceta do swoich potrzeb, niczym ludzika z plasteliny, całkowicie zapominając, że zakochałyśmy się w kimś innym. Oczywiście to ten sam człowiek, tyle że przed naszą obróbką miał własne zdanie i coś do powiedzenia w związku. A nasze ciągłe marudzenie sprawiło, że odpuścił dla świętego spokoju.
Tu pojawiają się pierwsze zgrzyty. Bowiem bycie męskim wcale nie musi oznaczać faceta z brakiem czułości i brutalną dominacją w związku. Mężczyzna, który troszczy się o bliskich i pomaga w domu, nie jest ani odrobinę mniej męski od tego, który jedyne o co się troszczy to własne ego. Przy czym w pierwszym przypadku, poza byciem męskim facet ceni sobie również partnerstwo. Nie ukrywam, że to mój faworyt.
W takim razie, kiedy możesz stwierdzić że Twój facet jest pantoflarzem?
Z całą pewnością mówi się tak o facetach, którzy nie dość, że nie mają własnego zdania, to absolutnie we wszystkim ulegają swojej żonie. Niestety nie dlatego, że są tak oddani i kochający. A bycie bez przerwy do jej usług, nie sprawia im przyjemności. Jednakże zrobili by wszystko, byle tylko nie wysłuchiwać jej kolejnego marudzenia.
Kilka razy miałam okazje być w towarzystwie w którym to dziewczyny bez najmniejszej żenady mianem pantoflarza określały swoich mężczyzn. Mało tego, zazdroszcząc przy tym innej koleżance charakteru jej męża. To straszne, i w żaden sposób nie było zabawne. Tak naprawdę szkoda i tych facetów i kobiet. Osoba zdominowana, nieszczęśliwa w związku i osoba dominująca również nie szczęśliwa, bo nie ma partnera, który byłby na tyle odważny by odeprzeć jej kolejny atak. No ale cóż, jak sobie pościelesz tak się wyśpisz.
Innym razem żona wracająca z pracy zastaje męża w domu z kolegą przy piwku. No i zaczyna się… Nie ważne, że gość w domu, że nie jesteście sami. Lecą wyzwiska, bo ona wraca zmęczona po pracy a ten siedzi niczym: głupek, ćwok czy bałwan i nygus. On próbując załagodzić sytuacje, uśmiecha się łagodnie do żony. Kolega zniesmaczony wymyka się, udając, że dostał naglącego sms-a od swojej ukochanej.
I nawet gdy ich dziecko wpada z wizytą, matka wciąż wyrażając się o mężu, nazywa go starym głupcem (choć on zasuwa na dwóch etatach i robi wszystko by ja w końcu zadowolić). A czym dziecko za młodu nasiąka… to wiemy już wszyscy.
Morał z tego taki, że lepiej uważać czy zmieniać swojego faceta po ślubie, czy może lepiej zaakceptować go z całym inwentarzem, nawet jeśli jest w nim trochę wad.
Komentarze