Bydgoszcz po latach
Gdy samolot wylądował, poczułam się jak w domu. Wychowałam się tu, zawsze czułam się bezpiecznie, no i znam ją jak własną kieszeń. Przecież Bydgoszcz to moje rodzinne miasto. Opuściłam je 6 lat temu, i mimo że nie raz wydaje mi się jakby to było wczoraj, to minęło już 6 długich lat. Czas leci nieubłaganie. Paskudna, deszczowa pogoda nie zepsuła mi nastroju, pełna entuzjazmu wsiadłam do taksówki. Ale już podczas tej krótkiej podróży do rodzinnego domu zauważyłam kolosalne zmiany…
Najpierw na halę, bo przecież tam robią najładniejsze wieńce i wiązanki. Taksówkarz był zdziwiony kursem jaki obrałam. Ja jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłam halę w rozbiórce, a po wieńcach ani śladu. Trudno, wiedziałam że kupię coś przed cmentarzem. Za oknami samochodu mijały mi coraz to nowsze budynki. Między innymi ogromny gmach parkingowy tuż za pomnikiem Króla Kazimierza Wielkiego. Robi wrażenie. Wszędzie mnóstwo tras rowerowych i samoobsługowych wypożyczalni rowerów, prawie jak w Holandii. Śmiałam się sama do siebie, a duma i radość przepełniały mi serce widząc, jak moje miasto się rozwija. Bydgoszcz zawsze była ładna, ale teraz zrobiła się taka, hmm, „światowa”.
Starówka
W Polsce byłam tylko przez tydzień, więc za punkt honoru postanowiłam odwiedzić jak najwięcej miejsc, w których kiedyś chętnie spędzałam czas. Wycieczkę rozpoczęłam oczywiście od Starówki. Tu nie spodziewałam się zmian, bo co mogłoby się zmienić, przecież ani pomnika Walki i Męczeństwa, ani ratusza nikt nie przebuduje. Niby nie. Ale cała otoczka uległa zmianie. Ileż tam nowych restauracji, kawiarni i barów. Byłam w szoku. Bydgoszcz zrobiła się niemal miastem spotkań towarzyskich i rekreacji. Stary Rynek wygląda naprawdę imponująco, ale zrobiło mi się trochę żal, że nie ma mojego ulubionego okienka z goframi i ślad po Witrażowej już zaginął. Kiedy mieszkałam w Polsce, miałyśmy z siostrą taką tradycję, że raz w miesiącu chodziłyśmy do Witrażowej na gorącą szarlotkę z bitą śmietaną. To było cudowne – wypady bez mężów i dzieci, tylko my dwie i nasze babskie plotki.
Ze Starego Rynku
Tylko „krok”, dzielił mnie od wyspy Młyńskiej i Bydgoskiej Wenecji. Kiedy wyjeżdżałam, prace nad nią nie były skończone. To nie przeszkadzało mi by tam przesiadywać w cieniu drzew, nieco z dala od miejskiego zgiełku, mimo że w samym centrum. A teraz jest prawdziwą chlubą miasta wraz z widokiem na operę Novą. Polecam wszystkim, szczególnie latem. Mimo, że i ta część wydawała być się już inna niż ją zostawiłam, to spotkała mnie tam niesamowicie miła niespodzianka, która nie tylko przywołała wspomnienia sprzed lat, ale również te bardzo odległe z czasów dzieciństwa.
Mianowicie spotkałam Pana sprzedającego watę cukrową. Mieszkańcy Bydgoszczy na pewno go kojarzą. To człowiek, który jeszcze za czasów komuny sprzedawał watę. Gdy byłam małą dziewczynka tata zabierał mnie na pochody 1 majowe i festyny. Żaden nie mógł się obejść bez waty cukrowej. A kiedy z moimi synami chodziliśmy karmić gołębie, także spotykaliśmy Pana z wózkiem z watą cukrową. Ten już osiemdziesięcioletni człowiek został w naszej pamięci, przywołując cudowne, niezmienione chwile wspomnień, dla mnie wciąż taki sam w swoim białym fartuchu. Nie mogłam się powstrzymać, by go nie zagadać i uwiecznić na zdjęciach. W końcu jak sam dodał, pracuje w tym fachu ponad 40 lat i nakarmił swoją watą już trzy pokolenia :).
To wciąż moje miasto…
Zawsze nim pozostanie. Współczesna Bydgoszcz jest inna, bardziej dostojna. Bogata w przepiękną architekturę, mnóstwo zabytków, centra rekreacyjne, co sprawia, że jest idealnym miastem do zwiedzania. Nie brakuje jej także współczesnych centrów handlowych. Jedno z nich, „Zielone Arkady”, powstało podczas mojej nieobecności, jest bardzo okazałe, ale jest ich całe mnóstwo. A każde zrzesza ogromną ilość sklepików, butików, punktów usługowych, lokali i innych atrakcji. Z całą pewnością nikt nie będzie się tu nudził. Ale dla mnie Bydgoszcz to coś więcej, mam ogromny sentyment do wielu miejsc. Spacerując ulicami widziałam je z perspektywy wszystkich lat… pierwsze randki w Parku Kazimierza Wielkiego, spacery z mężem na Gdańskiej, a nawet jak się upiłam w już nieistniejącym Kredensie przy Wełnianym Rynku i wiele innych miejsc, a każde wiązało się z jakąś historią.
Tydzień dobiegł końca, a ja kolejną garść wspomnień zabrałam do nowego domu. Bo mimo, że wychowałam się w Bydgoszczy, to mój dom jest tam gdzie serce moje, z bliskimi i kochającą rodziną.
Czy tak samo jak ja lubicie raz na kilka lat z sentymentem ruszyć własną aleją wspomnień? Piszcie, bo jestem ogromnie ciekawa!
Komentarze