Dzień z życia blogera
Dzień z życia blogera, niech to będzie sobota, kiedy wreszcie mogę odespać cały tydzień. Niestety nie do końca. W każdą sobotę schodzi się rodzina na obiad, trzeba się nieźle uwijać by zdążyć ze wszystkim. Zwykle przed wyjściem na rynek mogę zjeść coś na szybko i wypić, poranną kawę, niestety nie tym razem. Spało się do 10 teraz trzeba gonić stracony czas. Pewnie u większości z was początek weekendu wygląda podobnie. Za mnie też nikt nic nie zrobi. 🙂
Zabieram swój koszyk na kółkach i wyruszam na zakupy. Sobota to u mnie zawsze dzień większych porządków, ale również dzień kiedy kupuje na rynku świeże, sezonowe warzywa i owoce. W tygodniu nie mogę sobie na to pozwolić, bo za dużo zajęć, obowiązki, basen, pisanie bloga również jest bardzo czasochłonne. Zbieranie materiałów, zdjęcia i gotowanie to czysta przyjemność, ale potem zebrać to wszystko razem, obrobić i opisać. Nie raz nie wiadomo gdzie ręce włożyć, tak czas ucieka. Może jakbym była sławną blogerką i miałabym niewymierne korzyści finansowe to pewnie miała bym również całą ekipę fotografów i copywriter – ów. Pomarzyć fajna sprawa ale póki co trzeba dalej brać się do roboty.
Planowanie zakupów na jeden dzień jest bardzo praktyczne, oszczędza wiele czasu i pieniędzy również. Mimo, iż wiem co potrzebuję na rynku spędzam sporo czasu. Spacer między straganami jest dość przyjemny, ogromny wybór warzyw i owoców, nie ma wielu ludzi, można przebierać i nikt się nie przepycha. Nie to co w supermarketach, w weekendy panuje tam zdecydowane przeludnienie i ogólny chaos. Wybieram najładniejsze półmiski warzyw, owoców i wracam do domu. Nie, nie tak szybko. Jeszcze kwiaty, na rynku ich nie sprzedają, trzeba zboczyć trochę z drogi do pobliskiego marketu Tesco. Tam również dokupuję kilka drobiazgów. Kwiaty to stały element moich cotygodniowych zakupów. Wybieram je w zależności od okazji. Tym razem różnokolorowe chryzantemy połączone z różą i gerberą. Dzięki nim mój kącik jest przytulny, ciepły i z charakterem.
Wracam do domu, kombinując czy zaplanowane menu jest dość dobre, a może by coś dodać lub pozmieniać. Zwykle w ostatniej chwili wpadają mi jakieś pomysły. Minionych kilka dni były wyjątkowo ciepłe, wiec tym razem postawiłam na lżejsze potrawy. Smak to podstawa, ale dania koniecznie muszą być szybkie w przygotowaniu. W soboty nie ma czasu na zabawy w kuchni z resztą lubię smaczną, zdrową i szybką kuchnie. Jak trzeba posiedzieć to siedzę, ale jak mogę się wywinąć to chętnie korzystam z okazji.
Opróżniam koszyk, jeszcze kilka zdjęć dla was i do roboty. Najważniejsze przyciąć kwiaty i do wazonu, mają wytrzymać do kolejnego weekendu. Teraz priorytet to zaplanować kolejność, zostały dwie godziny do przyjścia gości, wszystko musi być gotowe. Porządki dzielę pomiędzy wszystkich domowników. Oczywiście to już standard, że nie wszystko zostanie zrobione. Dlatego w poniedziałek kiedy rodzinka w pracy, ja kończę niedoróbki. Nikt mnie nie namówi na pracę w niedzielę w końcu mi też się coś od życia należy. Jak to mój ojciec zwykł mawiać „niedzielna praca w gówno się obraca”.
W piątek zamarynowałam udka kurczaka w pikantnej marynacie. Idą do piekarnika na pierwszy ogień. W międzyczasie przygotowuje na pierwsze danie orzeźwiającą, zupę owocową, zupełnie inną niż dotąd. Zmiany wymyśliłam podczas zakupów. A do udek młode ziemniaczki z koperkiem i podana na zimno surówka z rzepy. Obiad wieńczy deser również z zamrażalnika. Nadszedł zasłużony czas na relaks, mogę odpocząć, napić się drinka, obejrzeć film z rodziną i tak mija kolejna sobota…
No nie do końca. Kiedy rodzinka się rozchodzi do swoich zajęć i już nie absorbuje mojej uwagi ja wracam do komputera i biorę się do pracy. Zawsze schodzi mi kilka godzin, bez względu na to czy uda mi się skończyć to co zaczęłam staram się kłaść najpóźniej o pierwszej. Muszę popracować nad tym by jednak kończyć przed północą. W międzyczasie planuję obiad na kolejny dzień lub coś przygotowuję i tak wreszcie dzień dobiega końca.
Komentarze